Nowy Rok sprzyja zatem noworocznym postanowieniom. Większość z nas zakłada sobie, że schudnie, że zmieni styl życia, że będzie więcej pracować, mniej pracować, więcej czytać, spędzać czasu na hobby a może nad nowymi projektami. Mamy cele bardziej i mniej ambitne. Myślimy sobie teraz to mój czas. Czas postanowić więc, że będę lepsza/lepszy. Ale psychologowie mówią, że zapału wystarcza nam na krótko a potem przychodzi frustracja. Był czas, kiedy i ja robiłam listę postanowień. Później przestałam, bo i tak w moim życiu nic nie zmieniały a budziły tylko ogromną frustrację.
Dziś jednak mam inne postanowienia. Postanowienie, że realny czas na zmiany, ale same postanowienia noworoczne nic mi nie dadzą. Na tym etapie wiem już, że potrzeba realnej zmiany wewnętrznej, żeby coś się zmieniło w naszym życiu. Tego uczucia, które sprawia, że serce rośnie na samą myśl. To uczucie, które, kiedy czujesz motylki w brzuch, bo wiesz, że idziesz w dobrą stronę. I nie mówię tutaj o miłości. A może w sumie tak. Mówię o miłości i szacunku do samego siebie. Do swoich potrzeb. Wyrozumiałości i wsłuchania się w siebie. Do tego potrzeba czasu i ciszy. Moja podróż zaczęła się jesienią 2020r. kiedy przygniotła mnie masa obowiązków i niespełnionych marzeń i planów. Poczucie, że jestem tak daleko od tego, na czym mi zawsze zależało, jak tylko daleko może być i że chyba już nigdy nie powrócę do samej siebie sprawiło, że zdecydowałam coś zmienić. Miałam wrażenie, że już nigdy nie wrócę do tej osoby, która zawsze znalazła światełko w tunelu i bez względu na wszystkie niepowodzenia po drodze, realizowała swoje marzenia. Dzisiaj ponad rok później zmieniłam swoje nastawienie. Wiem, że nie będzie łatwo i wiem, że jeszcze nie raz zwątpię, ale jestem gotowa spróbować. Zgodnie ze słowami Jacka Walkiewicza „Kiedyś się bałem i nie robiłem. Dzisiaj się boję i robię.” Tak też postanowiłam i ja. Nie mogę dłużej trwać w zawieszeniu w strachu, który nie prowadzi donikąd. To nie jest koniec mojej drogi a dopiero początek, ale budziłam i przekonywałam się długo. Najpierw zaczęłam od Mastermindu z Norikiem Koczarianem, który na bazie książki „Myśl i bogać się” poprowadził kurs, który otworzył mi oczy. Później stał się moim mentorem i coachem równocześnie. W międzyczasie stworzyłam swoje tablice marzeń. Dzisiaj jednak jestem dużo bardziej świadoma. Dlatego zachęcam i Was, nie do robienia postanowień noworocznych, ale do stworzenia własnej tablicy marzeń. A nawet wielu, jeżeli będzie taka potrzeba. I nie dlatego, że ona magicznie zmieni Wasze życie, ale pozwoli żebyście się zatrzymali na chwilę. Żebyście mogli wejrzeć w siebie i zastanowić się za czym tak naprawdę tęsknicie. Co w życiu uciekło a warto by złapać. Zachęcam Wam, żeby w trakcie przygotowania zwolnić i pomyśleć. Poszukać dawnego siebie i sprawdzić o czym się już zapomniało, a co realnie mogło by wpłynąć na jakoś
Waszego życia. Uważam, że do tego właśnie służy Nowy Rok. To może być wspaniały początek czegoś nowego. Tego Wam życzę.